Co to był za dzień !!! Ukrop lał się z nieba niemożebnie, a my nad sobą mamy tylko deski pokryte papą. W taką pogodę jak dziś temperatura w mieszkaniu przekraczała chyba 40 stopni. Nam to nie przeszkadzało, W upał po prostu trzeba pracować wolniej. Jakoś tam daliśmy radę.

Najpierw trzeba było do Sopotu dojechać. W samochodzie na desce rozdzielczej można byłoby usmażyć jajecznicę. Już po drodze zastanawiałem się co będzie się działo na miejscu. A na miejscu … nie było tak źle. Musiałem co prawda zacząć robotę od wyciągnięcia butelki z wodą (a po chwili oczywiście kawy), ale powolutku powolutku jakoś się robota rozkręcała.

Najpierw zabraliśmy się z prostowanie podłogi. Trzeba było wyciągnąć strug i delikatnie, żeby nie uszkodzić ostrza strugać po parę milimetrów z miejsc wyznaczonych przez Agatę. Oczywiście nie obyło się bez najechania na jakieś gwożdzie czy złośliwie przez „kogoś” wbite zszywki. Gdy skończyliśmy zrobiło się już chłodniej. Tak jakby za chwilę miał lunąć deszcz. Przez otwarte na oścież okna wpadały podmuchy świeżego powietrza i pracowało się od razu przyjemniej.

Po wyrównaniu belek zabraliśmy się za zwykłą ostatnio pracę – dociąć poprzeczki między belki, przykrącić do nich kątowniki, dopasować do płyty, przybić do belek, następnie ściągnąć płytę, dociąć wełnę mineralną, położyć wełnę, na płycie narysować jak idą pod nią rury, belki itd., położyć płytęi przykręcić ją paroma śrubami – tak by się nie ruszała. Oczywiście łatwo to tak napisać, ale w życiu juz tak prosto nie jest. Zmęczeni po całym dniu zorientowaliśmy się, że na właśnie przykręconej płycie nie narysowaliśmy jak pod nią idą rury. Ja co prawda mniej więcej pamiętqałem, ale Agata nie była pewna. I dla jej spokojnego snu trzeba było odkręcać sprawdzać czy nie przewierciliśmy niczego i jeszcze raz przykręcać. Samo życie 🙂

Agatka była już tak zmęczona, że nie zauważyła gdzie się kończy płyta i usiadła… za nią, walnęła się w belkę, obtarła rękę i usiadła prosto w watę mineralną. Ciężka noc przed nami.

Już z myślą o wizycie w środku przyszłego tygodnia przygotowaliśmy na pile parę desek do robienia podpórek. Agata wydała Romkowi dyspozycje i cali połamani, drapiąc się pojechaliśmy do Gdyni