Wizyta w administracji

Pojechaliśmy do Lidomu i:

  • zgłosiliśmy cieknący dach
  • porozmawialiśmy na temat ewentualnego remontu wieżyczki
    może się okazać, że:

    • Konserwator się nie zgodzi na pokrycie całości kosztów remontu wieżyczki.
    • albo zaoferuje pokrycie tylko części kosztów.
    • jeżeli wycena rzeczoznawcy przekroczy 24 tysiące złotych to potrzeby będzie przetarg
      czyli znowu będziemy skazani na to kto się zgłosi do przetargu. Nie będziemy więc mogli wybrać wykonawcy sami.
    • Nikt nam nie zwróci pieniędzy za to, że mieszkanie stoi nieużywane, że nie możemy się wprowadzić. A że będą musieli się dostać do środka, do mieszkania, to nie możemy wykończyć też pozostałych jego części. Nie będą przecież łazić nam z materiałami po nowych podłogach.
  • Poszliśmy z panem od remontów dachów obejrzeć nasz nowy — cieknący przy roztopach śniegu — dach.
Oględziny dachu

Okazało się, że specjalista od naprawy dachów w Lidomie to nasz pan wentylator, tak że po drodze porozmawialiśmy o sposobie rozwiązania problemu z kominkami wentylacyjnymi. Wygląda to tak:

  1. Aby postawić te kominki musimy wiedzieć dokładnie w jakich miejscach mają się znajdować.
  2. wchodzi ekipa budująca ścianki
  3. ekipa tynkuje komin,
  4. my im pokazujemy gdzie ma stać ścianka,
  5. oni stawiają stelaż,
  6. my wzywamy speców od stawiana kominków wentylacyjnych
  7. spece decydują
    – jest zima -22°C, na dachu 30 cm śniegu — nie wchodzimy.
  8. ekipa stoi i czeka na wiosnę
  9. my stoimy i rzucamy … mięsem
  10. Bardzo optymistyczna perspektywa, nieprawdaż ?

Jeżeli zaś chodzi o to co cieknie to nic nie wiadomo, nie widać żadnych usterek. Po długich namowach umówiliśmy się tak, że zadzwonimy do niego w piątek, to w sobotę może ktoś podejdzie z palnikiem i spróbuje połatać podejrzane miejsca.

Faktura za projekt

Jak już byliśmy w Sopocie zdecydowaliśmy, że trzeba w końcu odebrać fakturę za projekt gazowy. Podjechaliśmy do Patpolu — kolejnej Administracji budynków — gdzie ma biuro nasz projektant od gazu i wentylacji. Oczywiście jego nie było na miejscu, jego asystent, który zawiaduje fakturami , też gdzieś wyszedł. Dopiero po paru telefonach wyjaśniliśmy sobie i umówiliśmy się. Po 10 minutach na miejsce przyjechał pan Jacek i … nie dal nam faktury, bo nie miał jej przy sobie (byłoby dziwne, gdyby ją cały czas ze sobą woził). Co dziwniejsze w biurze też jej nie miał. Obiecał, że jeszcze dzisiaj wyśle mi ją pocztą. No zobaczymy.

Ryneczek

Czekając na pana Jacka poszliśmy zwiedzić ryneczek przy hipodromie. Dawno nie byliśmy w takim miejscu. Sprzedają tam, oprócz warzyw, ciuchów, moherowych beretów i pseudo-antyków, takie różne cuda. Stare szklanki, talerzyki, butelki i inne śmieci, po 2-3 złote za sztukę.
Wynieśliśmy stamtąd bardzo przyjemne wrażenia. Gdy już uporządkujemy trochę sprawy mieszkaniowe, będziemy musieli poświęcić trochę czasu na wyprawy w takie miejsca.