Zaczęliśmy w sobotę – od robienia dziur. Stwierdziliśmy, że mimo iż minął tydzień, w garderobie cały czas czuć zapach farby. Choć okna były zamknięte to jednak zapach powinien zniknąć. Myśleliśmy o tym już wcześniej – teraz tylko podjęliśmy decyzję – musi być otwór wentylacyjny w garderobie – wystarczy do kuchni, nad lodówkę.
Agata wyrysowała w kuchni kółko i zacząłem wycinać. Niestety – podczas rysowania nie przyjrzała się dobrze ścianie i nie zauważyła, że tam gdzie jest kółko są też zaszpachlowane wkręty, czyli przez otwór przechodzi stelaż pionowy. Musiałem trochę przesunąć już zaczętą dziurę.
Na zdjęciu widać pierwotny zarys otworu
Potem zabraliśmy się za malowanie, poprawki szpachlą i robienie porządków.
Przy okazji wynoszenia wiader z farbami z łazienki, usiłowałem je wyczyścić z nagromadzonego na nich pyłu. Niestety jedno z niech nie było dobrze zamknięte i gdy je przechyliłem jakieś 3 litry białej farby wylądowały na podłodze, na moich butach i spodniach. Co najmniej pół godziny sprzątania.
Długo nie popracowaliśmy – moja Mama urządzała imieniny i należało się pokazać na rodzinnym zlocie. Uściski dla wszystkich Bożenek. :-*
Na zdjęciu tego nie widać dokładnie, ale ściany są szare, a sufit biały. ❗
Może zrobię zdjęcie bez lampy będzie lepiej widać.
W niedzielę ciąg dalszy. Musieliśmy nadrobić zaległości z soboty. W garderobie trzeba było odciąć
sufit od ścian. Agata obcięła mi parę włosów i zrobiła sobie z nich cieniutki pędzelek do poprawek.
Dalej malowanie, szpachlowanie miejsc, które wcześniej wydawały się całkiem dobrze zrobione.
No i poważne rozmowy – jak to wszystko ma dalej wyglądać.