No wreszcie wykąpani, najedzeni, możemy opisać co dziś zrobiliśmy.
Rano pojechaliśmy do Flüggera – i kupiliśmy litr białej farby. Mamy nowy pomysł na dekorację naszych słupów.
Najpierw usunęliśmy położoną przed tygodniem podłogę, i wybieraliśmy spod niej gruz i piach. My ładowaliśmy do wiaderek, a Romuś wynosił. Agata jak zwykle przodowniczka, usilnie próbowała nabawić się pylicy – pracowała bez przerw.
Romek się spytał:
– Szefowa, do której dzisiaj pracujesz?
– Aż padnę, odpowiedziała Agata.
Potem usunęliśmy resztę płyt z podłogi – tych nie przykręconych. Nie chwaląc się to był mój pomysł. Choć leżące na belkach płyty były obciążone niemałym ciężarem to i tak za pomocą łomika „udało” nam się je poruszyć. Gdybyśmy je przykręcili tak jak leżały, na pewno byłyby między nimi szpary. Położyliśmy rury od ogrzewania w dużym pokoju. Wyrównaliśmy keramzyt i prykręciliśmy część płyt w dużym pokoju. Załapaliśmy je tylko na parę śrub. Porządnie dokręcimy je później.
O 1915 Agatka padła na podłogę i powiedziała „Nie żyję!” – a więc nadszedł czas aby pojechać do domu.