Wizyta w administracji
Pojechaliśmy do Lidomu i:
- zgłosiliśmy cieknący dach
- porozmawialiśmy na temat ewentualnego remontu wieżyczki
może się okazać, że:- Konserwator się nie zgodzi na pokrycie całości kosztów remontu wieżyczki.
- albo zaoferuje pokrycie tylko części kosztów.
- jeżeli wycena rzeczoznawcy przekroczy 24 tysiące złotych to potrzeby będzie przetarg
czyli znowu będziemy skazani na to kto się zgłosi do przetargu. Nie będziemy więc mogli wybrać wykonawcy sami. - Nikt nam nie zwróci pieniędzy za to, że mieszkanie stoi nieużywane, że nie możemy się wprowadzić. A że będą musieli się dostać do środka, do mieszkania, to nie możemy wykończyć też pozostałych jego części. Nie będą przecież łazić nam z materiałami po nowych podłogach.
- Poszliśmy z panem od remontów dachów obejrzeć nasz nowy — cieknący przy roztopach śniegu — dach.
Oględziny dachu
Okazało się, że specjalista od naprawy dachów w Lidomie to nasz pan wentylator
, tak że po drodze porozmawialiśmy o sposobie rozwiązania problemu z kominkami wentylacyjnymi. Wygląda to tak:
- Aby postawić te kominki musimy wiedzieć dokładnie w jakich miejscach mają się znajdować.
- wchodzi ekipa budująca ścianki
- ekipa tynkuje komin,
- my im pokazujemy gdzie ma stać ścianka,
- oni stawiają stelaż,
- my wzywamy speców od stawiana kominków wentylacyjnych
- spece decydują
– jest zima -22°C, na dachu 30 cm śniegu — nie wchodzimy. - ekipa stoi i czeka na wiosnę
- my stoimy i rzucamy … mięsem
- Bardzo optymistyczna perspektywa, nieprawdaż ?
Jeżeli zaś chodzi o to co cieknie to nic nie wiadomo, nie widać żadnych usterek. Po długich namowach umówiliśmy się tak, że zadzwonimy do niego w piątek, to w sobotę może ktoś podejdzie z palnikiem i spróbuje połatać podejrzane miejsca.
Faktura za projekt
Jak już byliśmy w Sopocie zdecydowaliśmy, że trzeba w końcu odebrać fakturę za projekt gazowy. Podjechaliśmy do Patpolu — kolejnej Administracji budynków — gdzie ma biuro nasz projektant od gazu i wentylacji. Oczywiście jego nie było na miejscu, jego asystent, który zawiaduje fakturami , też gdzieś wyszedł. Dopiero po paru telefonach wyjaśniliśmy sobie i umówiliśmy się. Po 10 minutach na miejsce przyjechał pan Jacek i … nie dal nam faktury, bo nie miał jej przy sobie (byłoby dziwne, gdyby ją cały czas ze sobą woził). Co dziwniejsze w biurze też jej nie miał. Obiecał, że jeszcze dzisiaj wyśle mi ją pocztą. No zobaczymy.
Ryneczek
Czekając na pana Jacka poszliśmy zwiedzić ryneczek przy hipodromie. Dawno nie byliśmy w takim miejscu. Sprzedają tam, oprócz warzyw, ciuchów, moherowych beretów i pseudo-antyków, takie różne cuda. Stare szklanki, talerzyki, butelki i inne śmieci, po 2-3 złote za sztukę.
Wynieśliśmy stamtąd bardzo przyjemne wrażenia. Gdy już uporządkujemy trochę sprawy mieszkaniowe, będziemy musieli poświęcić trochę czasu na wyprawy w takie miejsca.