Od paru dni w Trójmieście pogoda prawdziwie plażowa. Temperatury dochodzą do 30°C w cieniu. Na niebie ani jednej chmurki. Chcieliśmy więc do co sobotniej pracy pojechać wcześniej, żeby zdążyć przed najgorszymi upałami. Niestety nie do końca nam się to udało.
Ledwo znaleźliśmy miejsce do parkowania. Wszędzie pełno samochodów urlopowiczów. W przyszłości będzie kłopot — trzeba będzie pomyśleć o miejscu na podwórku.
Na górze, w mieszkaniu nie było jeszcze najgorzej. Zniknęło sporo gruzu i śmieci – to znaczy Romek się nie obijał – ale znów nie udało się wynieść wszystkiego. Sąsiadka znowu powiesiła pranie nad worem z gruzem. Mieliśmy sporo innej roboty więc szczególnie z tego powodu nie rozpaczaliśmy. Chyba nawet lepiej, żeby Romek to sam wynosił. Przy wynoszeniu nie trzeba go pilnować.
Zabraliśmy się za ściany wspólne z sąsiadami. Musimy to w końcu zakończyć. Ja skuwałem resztki tynku i wycinałem przeszkadzające nam deski. Pracując pod samym dachem byłem mokry po 30 sekundach. Temperatura pod deskami przykrytymi papą była po prostu nieznośna. Do tego nad mieszkaniem sąsiada jest pełno gruzu i żużla. Przy pracy wyrzynarką cały ten pył leciał mi prosto w twarz. Agata miała niezły ubaw – wyglądałem jak kominiarz.
W tym samym czasie Agata zabrała się za prace murarskie. Trzeba było uzupełnić ściankę tak, by można było potem przykręcić do niej stelaż. To też nie była łatwa praca. Romek jej docinał cegły – niewątpliwie ma większą wprawę w posługiwaniu się przeciankiem. Ja w przerwach mieszałem naszą super wiertarką zaprawę. Super wiertarka to czerwona 500W TOYA — kupiona w promocji w SellGrosie za 26 zł. – do mieszania zaprawy w sam raz.
Dla urozmaicenia pracy czasem zabieraliśmy się za inne rzeczy, na przykład uszczelnianie szczelin dylatacyjnych między podłogą a ścianami styropianem, zerwanie fragmentu płyt pilśniowych i wycięcie kilku starych desek z podłogi w przedpokoju itp.
W końcu nastał wieczór – godzina 18. Ja już nie żyłem i umierałem popijając kolejną kawę wodą mineralną, ale Agata oczywiście postawiła sobie kolejny cel — odbić z łazienki resztki wylewki czy innego betonu, które tam pozostały po starym odpływie kanalizacyjnym. Męczyła się z tym strasznie bo pomiędzy betonem, a belkami była warstwa papy i lepiku. W tej temperaturze kleiło się to niesamowicie. W końcu stwierdziła:
Nie pojedziemy do domu dopóki tego nie skujemy !
Moja reakcja była błyskawiczna:
Przesuń się i daj mi ten młot i łomik.
Parę minut później już jechaliśmy do domu. Niestety – Agata się zorientowała i powiedziała, że ma już na mnie sposób.
Po drodze do Gdyni chcieliśmy nabrać wody mineralnej do baniaka, ale gdy zobaczyliśmy tą rewię mody w okolicach Zakładu Balneologicznego to stwierdziliśmy, że tacy brudni z samochodu nie wysiądziemy.
Przy okazji wydało się, że Agata NIGDY jeszcze nie była w Sopocie na monciaku w środku sezonu. Ona dopiero teraz dowiedziała się gdzie będziemy mieszkać. 😉