A właściwie usilnie próbowała.

Rano gdy przyjechaliśmy na Helską, na klatce wisiało ogłoszenie.
Kupię mieszkanie, może być do remontu tel. 0 60x ...
Agata się zapytała:
– i co – sprzedajemy?
– no jasne za 2 × cena kupna – od razu – strzeliłem.
Więc Agata wzięła do ręki telefon, wykręciła numer i … dodzwoniła się na pocztę głosową. Stwierdziła, że z automatem nie bedzie gadać, ale po paru minutach zadzwonił nasz telefon. Agata sobie porozmawiała, opisała stan, podała cenę i … facet powiedział, że będzie przed 16.
O 1530 facet zadzwonił i stwierdził, że on osobiście nie może przyjść, ale przyjdzie jego żona.
Punktualnie przyszła bardzo elegancka pani, obejrzała – najpierw trochę zadziwiona, ale potem z coraz większym zainteresownaiem.
Siedziałem cały przerażony, praktycznie się nie odzywałem, a Agata się nakręcała. Przedstawiła cały plan mieszkania, powiedziała, że sprzedajemy razem z projektem. Cały projekt szczegółowo opisała, zachęcała – jak typowy agent nieruchomości.
Pani stwierdziła, że oni też są walnięci 🙂 i że bardzo lubią takie mieszkania/wyzwania, że dla nich trochę za małe ale się zastanowią i oddzwonią.

Odpuściłem sobie całkiem robotę, nie wierzyłem, jeszcze nie zamieszkaliśmy, nie skończyliśmy dobrze remontu, przeszliśmy przez najgorsze,– przecież została już właściwie tylko wykończeniówka, a teraz pozbywamy się mieszkania.

Całe szczęście, że Agaty rodzice są bardziej logiczni i nie tak spontaniczni jak ona i wytłumaczyli jej, że nie warto. Nie mówiąc już o mojej minie i o tym co ja o tym sądziłem.

Oczywiście, wypić to piwo – czyli oddzwaniać i mówić, że „niestety nie aktualne” musiałem ja. Zawsze ja.