Wczoraj umówiłem się z panem od wentylacji, że dziś zadzwonię do niego około 12, żeby umówić się KONKRETNIE kiedy ktoś będzie mógł do nas podjechać. Zadzwoniłem o 11:55 i umówiłem się na 14.
Musiałem wyrwać się dziś z pracy, żeby móc spotkać się ze specem od łatania dachu. Popędziłem przez miasto, i na miejscu byłem o 14:02. Facet już się pakował do samochodu. Już prawie odjeżdżał.
- Ja
- Dzień dobry. Pan do dachu ?
- On
- Tak. A pan spod szóstki ?
- Ja
- Nie spod czwórki ?
- On
- Hmm. Powiedzieli mi, że to na samej górze.
- Ja
- Bo czwórka jest na samej górze.
- On
- Jak to ?.
- Ja
- Na górze są trzy mieszkania.
- On
- A więc do pana mam przyjść.
- Ja
- Tak pod czwórkę.
- On
- OK. To zaraz będę tylko narzędzia koledze zawiozę.
Rzeczywiście, był 5 minut później. Bylem juz przygotowany — drabina podstawiona, klapa na dach otwarta. Wylazł, obejrzał i od razu przeszedł do trudnych pytań:
– kto to robił ?!?! Partacz jakiś. Kto tak obrabia kominki ? — powiedział patrząc na odpowietrzenie kanalizacji.
– spróbuję to poprawić, ale cudów nie obiecuję — dodał.
Wtargał na górę butlę z gazem, palnik i parę kawałków papy i zabrał się do roboty. Porządnie poprzyklejał brzegi papy do oblachowania, w miejscach łączenia papy i w kątach dokleił dodatkowe łatki. Robota wygląda na porządnie zrobioną — ale dach wygląda jakby nie był naprawiany od lat — pełno łatek 😉
Może to załatwi sprawę. — przynajmniej mam taką nadzieję. Czekamy teraz na śnieg i roztopy.