Żeby ubarwić trochę poprzedni wpis dodam parę szczegółów:
Dostawę desek potwierdziłem telefonicznie dzień wcześniej. Zapewniono mnie, że wszystko jest w porządku, natomiast transport będzie przed 10, raczej bliżej 10. Nawet mi to pasowało, bo część ekipy też zapowiedziała się na 9:45.
O godzinie 9:23 zadzwonił kierowca i się zapytał
Jak będziemy cieli te deski na odcinki po 1.40m to ten mały odpad też mamy przywieźć ?
Jakie odcinki !!! Mieliście odciąć jeden kawałek na 1.4m z dwóch paczek (5.40), a z trzeciej 2.40 metra !!!
A widzi Pan. Dobrze, że zadzwoniłem
No jasne, że dobrze że zadzwonił. Co byśmy zrobili z taką ilością krótkich desek. ???
o 10:20 zadzwonił, znowu – już wyjeżdza. Był przed 11:00.
Przy wnoszeniu pierwszej paczki okazało się, że … deski nie wchodzą do mieszkania. Musieliśmy obudzić poprosić sąsiadkę, żeby dała nam klucze i zdjąć drzwi do małej kanciapy na klatce, żeby móc wnosić paczki z dechami do mieszkania. Później Jarek wymyślił inny sposób, trochę inny kąt nachylenia w inną stronę – tak że deski miały po 2 cm zapasu z każdej strony, ale co żeśmy się nagłowili to nasze.
Całe szczęście, że deski miały tylko 4.20 długości – gdybyśmy wzięli dłuższe musielibyśmy rozpakowywać wszystkie paczki na klatce i do mieszkania wnosić po jednej.
No i jeszcze jedno — jestem cały czas winien kolegom wnoszącym
piwo i pizzę. Ekipa nie chciała jeść, nie chciała pić … chyba zawiozę im piwo do pracy. Oczywiście żeby wypili je w domu, nikogo nie namawiam do picia w pracy.
(Czasem czyta to mój szef) 😀