Zabraliśmy się z okna. Nie myliśmy ich od zamontowania, przeżyły więc remont elewacji, zimę (w Sopocie palą w piecach węglem i wszystkimi możliwymi śmieciami – !) , stawianie ścian, tynkowanie i szlifowanie wewnątrz i remont wieżyczki.

Spędziliśmy więc praktycznie cały dzień na doprowadzeniu ich do porządku.
Gorąca woda grzana w czajniku, CIF – uwaga: nie należy tego środka używać na elementach plastikowych – na pewno zżółkną ! – Ludwik, Clin, i Dr.Devil (co za nazwa 😀 ). Do tego szmatki, patyczki do uszu itd.
Gdy już udało się doszorować parapety (choć zabezpieczone folią i tak zostały trochę porysowane) framugi i okna zostało nam trochę czasu, więc wyszliśmy na dach, umyć świetliki.

No i tu nowy problem. Świetliki od zewnątrz zabezpieczone były folią stretch, która po ponad roku od założenia, tak się zwulkanizowała, że teraz trzeba delikatnie skrobać cm2 po cm2. Używamy do tego miękich drwnianych deszczułek, ale i tak spędzimy na dachu pewnie jeszcze długie godziny. Trzeba będzie to zrobić gdy jeszcze jest ciepło.

Wracając z dachu umyliśmy jeszcze okno na klatce.Też jest nieźle zniszczone. Będziemy musieli je trochę podmalować.