Całe szczęście, że w piątek wieczorem podjechaliśmy do mieszkania i włączyliśmy ogrzewanie – tym razem na maksymalną temperaturę, a nie jak poprzednio na pół gwizdka.Tym razem to ja się nie najlepiej czułem i nie wiem jakbym się zabrał do pracy gdyby było 7 stopni – jak to zazwyczaj zimą :-).
I tak większość prac zrobiła Agata. To ona dzielnie szlifowała, a ja cóż – … robiłem herbatę.
Okazało się, że w miejscu w którym już praktycznie skończyliśmy szlifowanie pojawiły się pęknięcie przy naciskaniu płyty. Nie była po prostu dość solidnie dokręcona, a więc nowe śrubki, tym razem już gęsto i znowu trzeba było to zaszpachlować.
Zdjęliśmy też drzwi suwane do garderoby, ponieważ trzeba był jeszcze trochę wyszlifować ich zabudowę. Przy okazji okazało się że chyba musimy obrócić o 180° ich zaczepy, tak by można było zdejmować drzwi bez całkowitego rozkręcania śrub.
Mieliśmy też wizytację: Zuza i Bart pojawili się na inspekcji podczas swojej krótkiej wizyty w 3-mieście. Zuza zauważyła zmiany i stwierdziła, że widzi postępy – w końcu ktoś zauważył, że się nie obijamy. 😀
Bart nastrzelał fotek – może mi podeśle to umieszczę zdjęcia z innego punktu widzenia.